Wieści z frontu

Odebrałam wyniki rezonansu głowy i wszystko w porządku. Guzy nadal maleją i nie widać nic nowego. Ogromne ufff. Nie będę ukrywać, że stres był, bo głowa dawała o sobie znać. Teraz nie miewam już takich objawów. Zaczęłam się bardziej nawadniać. To jedyna rzecz, która się zmieniła od czasu badania. I czuję się znacznie lepiej.

Echo serca ok. Serducho daje radę otrzymując zgodę na dalsze leczenie kadcylą. Natomiast kontrolna tomografia klatki piersiowej, brzucha i miednicy pokazała niestety dwie zmiany w wątrobie. Są czymś nowym więc pewnie onkolog zleci dodatkowo rezonans. Jeśli potwierdzi się, że to zmiany meta to czeka mnie pożegnanie z kadcylą... i kolejna (już trzecia) linia leczenia. Optymizmem nie napawa fakt, że tych linii nie jest wiele a zaledwie kilka. Czekam z niecierpliwością na informację o tym, że Enhertu stanie się drugą lub trzecią linią leczenia w Polsce. To długo wyczekiwany i bardzo obiecujący lek. Obym doczekała tego dnia.

Nie będę ukrywać, że ta informacja mnie zaskoczyła. Bałam się bardziej o głowę, a tu taka "niespodzianka". Pojawiły się ponownie  rozczarowanie, zwątpienie w sens leczenia, złość, obawa, lęk... wiedziałam, że leczenie kadcylą nie potrwa wiecznie ale że nieco dłużej niż 10 miesięcy. Gdybym tylko miała na to jakikolwiek wpływ. No ale nie mam i mieć raczej nie będę. Zatem doszukuję się pozytywów i na nich skupiam. Jestem wdzięczna, że głowa ok, że guzy maleją, że nie ma nic nowego, że nie ma na horyzoncie ingerencji chirurgicznych w moją czachę. Cieszę się, że płuca są czyste. Zawsze one i głowa były (a w zasadzie są nadal) największym koszmarem. Zawsze sobie wyobrażam, że guzy w głowie to brak kontaktu ze światem, a w płucach to duszenie się... Dlatego tak bardzo się cieszę z takiego obrotu spraw.

Nadal cieszy mnie to, że moje kości się dobrze trzymają, że jest stabilnie i że nie odczuwam większych dolegliwości, mimo kompresyjnego złamania trzonu Th12. Oczywiście raz na jakiś czas coś mnie strzyknie, coś zaboli, ale jest to do przejścia i jak na osobę leczącą się paliatywne z rakiem rozsianym w czwartym stopniu zaawansowania jest naprawdę bardzo dobrze. Dlatego tak jak rok temu, po diagnozie guzów w głowie, poprawiam koronę i do przodu.

Chodzimy do przedszkola od początku lutego i jestem pod wrażeniem, bo zazwyczaj było to trzy dni chodzenia i trzy tygodnie chorowania. Robimy postępy. To wszystko sprawia, że powoli zaczynam myśleć o pracy. Póki co bardzo bardzo powoli ale gdzieś w głowie kiełkują takie myśli. Choć jednocześnie to mnie lekko przeraża, bo jak będzie wyglądał powrót do życia zawodowego po tak długim czasie nieobecności na rynku pracy? Wszystko wydaje mi się takie obce, takie dziwne, tak bardzo zaawansowane, a ja tak zupełnie uwsteczniona. Ale z drugiej strony to nawet ekscytujące. Nowa praca, nowe obowiązki, nowa przestrzeń, nowe kwalifikacje, nowi ludzie, nowe środowisko, nowy świat, nowe wyzwania, nowa ja. Brzmi... fajnie.
Zobaczymy jak to będzie. Mam nadzieję, że ewentualne zmiany w leczeniu nie spowodują większych zmian w moim samopoczuciu i dobrze będę znosić dalsze leczenie onkologiczne.

Ale na spokojnie, małymi krokami i do przodu! Zawsze do przodu. A póki co wszelkie myśli okołoonkologiczne odraczam na kilka dni, bo mamy piątunio i zaczynamy weekend, a ten zapowiada się zacnie!

Komentarze

Popularne posty