Wlew numer trzy

Trochę mnie tu nie było ale w ostatnim czasie skupiałam się na najważniejszej osobie w moim życiu. Nasz trzylatek obchodził swoje urodziny i wszystko kręciło się wokół tego wyjątkowego dnia. Było nieco przygotowań, tort- tym razem już z konkretnymi wytycznymi solenizanta- z motorem, oraz walka z przeziębieniem, które złapałam chyba od klimatyzacji, co znacznie wydłużało cały proces przygotowań. Ale daliśmy radę! 

Dziś siedzę przed gabinetem onkologa i czekam na wizytę i kolejny wlew kadcyli. Zastanawiam się czy przeziębienie będzie miało wpływ na wyniki i czy faktycznie dziś ją dostanę. Mam nadzieję, że tak.
Wiem już z rejestracji, że nie ma mojego lekarza... a muszę załatwić od niego druk do MOPS ws. kolejnego orzeczenia. No nic, będę działać. 

Drugie podanie kadcyli było zupełnie inne niż to pierwsze. Byłam ogólnie zmęczona i dużo spałam (plus to przeziębienie) ale już nie puchłam. Pobawiłam się w międzyczasie w Sherlocka Holmes'a i po nitce do kłębka odkryłam tajemnicę pani Chomikowej 😁 Okazało się, że to wszystko przez sterydy, które brałam po Gammaknife by nie było obrzęku mózgu. One chronią głowę, ale jak każdy lek mają też działania nie do końca pożądane, a mianowicie zatrzymują wodę w organizmie. I tak, za pierwszym razem dostałam od onkologa leki moczopędne, które brałam równolegle ze sterydami i... nic się nie działo. To znaczy pewnie się działo ale ja niczego nie zaobserwowałam, bo jak steryd nabrał wody to tamten go popędzał i sumarycznie wszystko wychodziło na zero, zero skutków ubocznych. Po drugim zabiegu również otrzymałam sterydy ale już bez tamtych moczopędnych (nie upomniałam się o nie ani u onkologa ani u neurochirurga, bo nie miałam pojęcia że one muszą ze sobą współgrać). No i w ten sposób narodziła się pani Chomikowa, bo steryd działał i wodę kumulował. 

Wczoraj odebrałam wyniki z mammografii, na które czekałam trzy miesiące!!!. Takie są u nas terminy. Ja już jestem zdiagnozowana więc wiem co siedzi w mojej piersi ale taka nowa osoba czeka trzy miechy i o te trzy miesiące jest do tyłu w walce, o te trzy miesiące on się panoszy i zdobywa przewagę, a przecież mogłaby być już po operacji czy w środku brania chemioterapii. Masakra!
A wracając do moich wyników to w sumie niczego się nie dowiedziałam. Nie ma informacji o wielkości guza, bo ogólnie mam go rozlanego (pierwotnie miał 25mm). Jest tylko wspomniane o kilku mikrozwapnieniach i sugestia wykonania USG... a to robię co 3 miesiące i nic z niego nie wynika.  

Wczoraj też odwiedziłam ginekologa, bo był czas mojej wizyty kontrolnej. I w badaniu ginekologicznym coś wyczuł, a w USG, które robił trzy razy, niczego nie znalazł... poza tym nie mógł znaleźć... lewego jajnika. Raz było mi do śmiechu, raz do płaczu i mówię mu, że niczego nie usuwałam i że musi tam gdzieś być 😳 Okazało się, że był ale się skurczył na skutek leczenia. Jestem od dwóch lat w menapauzie i jajniki w tej fazie się kurczą i zmienia się ich echogeniczność i na obrazie USG mają inny niż zazwyczaj kolor, taki jak jelita. No tyle się dowiedziałam, ale ważne, że się znalazł 🙃😁 choć w dalszym ciągu poszukiwane jest to coś, co wyczuł palcami. Będę się musiała uśmiechnąć o jakieś TK miednicy. 

Już po wizycie. Mam dobre wyniki i czekam na trzecią kadcylę, uff. Jest trochę ludzi więc pewnie zejdzie. Mam też skierowanie na TK miednicy i dokument do MOPS. Wszystko idzie według planu. Kadcyla wchodzi we mnie jak nóż w masło. Wlew trwa 90 minut. Na sali do chemioterapii spotykam te same twarze co ostatnio. Zaczynamy się kojarzyć. Jest m.in. dziewczyna (rocznik 94) na drugim wlewie. Pierwszy miała ostatnio i była wtedy dwa dni po założeniu portu. Pielęgniarki stawały wówczas na głowie by ogarnąć tak świeżą sprawę, współczułam jej bardzo. Jest pani, która przychodzi na wlew z kilkunastoletnim synem z Zespołem Down'a i razem spędzają tu te kilka godzin. Opuszczam pododdział dzienny chemioterapii po blisko sześciu godzinach. Kierunek dom i moje chłopaki, za którymi zdążyłam się już stęsknić. 

Komentarze

Popularne posty