Nowenna Pompejańska
Jestem osobą wierzącą, często rozmawiam z Bogiem i choć może w ostatnich czasach w mniejszym stopniu odwiedzam fizycznie kościół to w domu znajduję czas na modlitwę. I zawsze mam taki wewnętrzny zgrzyt, bo zazwyczaj proszę o wiele, a z drugiej strony wiem, że tym jak żyję, jak dzialam i postępuje nie zawsze równoważę szalę.
Ogólnie mam problem z braniem. Zawsze więcej daję, bardziej myślę i dbam o innych. A o sobie zapominam, a przecież nieco egoizmu jeszcze nikomu źle nie zrobiło. No ale już tak mam. Nie dalej jak wczoraj ponownie odwiedziłam mojego fryzjerskiego Mistrza z mocnym postanowieniem uregulowania cięcia, a wyszłam jak ostatnio... zadowolona z fryzury, z miłej i profesjonalnej obsługi, i z dealem, że regulacją się zajmiemy jak już wyzdrowieję. Cel zatem jasno i konkretnie sprecyzowany, wyraźnie wyartykułowany nie przeze mnie, a jednak wewnętrznie mi trochę głupio i czułam lekki dyskomfort. No nic, muszę nad tym popracować. Ewidentnie ten obszar u mnie kuleje i wymaga małej aktualizacji.
Dziś, 8. maja (w Narodowy Dzień Zwycięstwa oraz Dzień Matki obchodzony m.in. przez Niemcy, Japonię, Ukrainę, Islandię, Indie, Włochy, Belgię, Brazylię, Peru, Finlandię, Grecję, Czechy, Kubę czy Australię) przypada święto Matki Boskiej Pompejańskiej. I dziś skończyłam też odmawianie 9-dniowej Nowenny do Matki Bożej Pompejańskiej o uproszenie łask w sprawach beznadziejnych, która trwała od 30 kwietnia. Tym razem odnalazłam wersję modlitwy, która nawiązuje do oryginału, zanim jeszcze przekształciła się w wersję 54-dniową z 15 tajemnicami różańca.
Już kiedyś odmawiałam Nowennę Pompejańska, tę dłuższą. Było to w 2019 roku gdy byłam w ciąży z Kubą i otrzymaliśmy złe wyniki badań prenatatnych, pojawiło się bardzo duże prawdopodobieństwo wystąpienia wad płodu. Modliłam się o zdrowie dla synka. Moje prośby zostały wysłuchane. Wyniki amniopunkcji okazały się dobre i dziś cieszymy się z naszego tryskającego zdrowiem i energią Szkraba.
Później, gdy zachorowałam i zawierzyłam Maryi swoje życie i chorobę, nie ukrywam, zaczynałam kilka razy Nowennę ale nie dałam rady jej dokończyć. Pamiętam jak po pierwszej chemioterapii przyśniła mi się Matka Boska, która uśmiechała się do mnie, dając spokój, ciepło i nadzieję. Teraz ponownie wracam do Nowenny Pompejańskiej i mam nadzieję, że tym razem wytrwam w różańcu.
Poza modlitwą staram się też medytować. Choć aktualnie to zbyt szumnie powiedziane. Dużo moich osobistych aniołów podsyła mi różne dobre rozwiązania. Jednakże największym problemem jest dla mnie wciąż czas, a w zasadzie jego brak. Na to wszystko trzeba wielu minut, by w ciszy i totalnym skupieniu móc pracować z własną energią. Ale wszystko jest do zrobienia i taki też plan staram się od pewnego czasu uskuteczniać.
Matka Boska broni najlepiej swoje dzieci... w końcu to kobieta :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się totalnie!
OdpowiedzUsuń