Dzień koronacji

We wtorek po Wielkanocy melduję się w szpitalu, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami. Na izbie przyjęć ekg, na oddziale konsultacje z anestezjologiem. Dziś pobudka o 5.30 i na dzień dobry kroplówka oraz dwa plasterki na czoło ze znieczuleniem. Potem przechodzimy do części Gammaknife. Jest nas trójka. Ja, taka starsza pani i chłopak dużo młodszy ode mnie. Z panią byłam w pokoju więc znam sytuację. Ma jakiegoś niezłośliwego guza w głowie w okolicy ucha, a ten naciska na nerw powodując niedosłuch. Jest mały, jakieś 3mm ale w niezbyt fajnym miejscu, co rodzi niebezpieczeństwo pojawienia się skutków ubocznych po zabiegu. Ale o tym nie myślimy.

Zaczyna się mocowanie obręczy. Najpierw ta pani, potem ten chłopak i na końcu ja. Pani po powrocie pokazuje kciuk w górę. To znak, że nie boli, że do przejścia. Chłopak w trakcie informuje lekarzy o odczuwalnym bólu. Słyszę wszystko bo siedzę w sali, naprzeciw zabiegowego. Następnie wchodzę ja ale nie cała na biało 🙂 Jest neurochirurg i to on jest sprawcą tej operacji na mojej głowie. Informują mnie, że bedą cztery ukłucia. Dwa na czole w miejscach znieczulenia, dwa z tyłu głowy. Czy boli? Trochę tak. Jak igła wbijana do głowy. Trochę uczucie rozpierania. Bardziej dyskomfort. Te ukłucia z tyłu głowy bardziej odczuwalne ale do wytrzymania. Potem etap dokręcania ramy... śrubokrętem. Uczucie mega ściskania czachy. Pierwsza myśl, że mi zmiażdży kości. No kosmos. Koniec. Siadam na wózek i zawożą mnie na tomografię. Po niej dłuższą chwilę czekam na rezonans z kontrastem. Badanie trwa chyba z 45 minut. Pierwszy raz dostaję stopery do uszu. Jest bardzo głośno. Jak nigdy. Po badaniu wracam do pokoju na śniadanie. 

Nie powiem, że zjedzenie śniadania graniczy z cudem ale jest to znacznie utrudnione z uwagi na koronę. Słomka umożliwia napicie się herbaty. Chleb lawiruje pomiędzy ramą a ustami. Jest zabawnie.

Przychodzi lekarz z wynikami. To chyba dziś najbardziej stresujący moment. Od wyników zależy bowiem ostateczna kwalifikacja do zabiegu. Wyniki są ok ale z uwagi na bliskie położenie zmian zastanawiają czy aby nie podzielić tego na dwa etapy. Żeby efekt był jak najlepszy trzeba podziałać wysoką dawką promieni, a że guzy są w móżdżku, dość blisko siebie to może to być lekko ryzykowne. Stąd ostateczna decyzja na dwa podejścia, z jednostkowo mniejszą dawką promieni ale sumarycznie docelową, pierwotnie zakładaną. Dziś jedno naświetlanie, a za trzy tygodnie powtórka z rozrywki. Rozbicie na dwa razy da lepszy efekt i bezpieczeństwo. 

Po wynikach serio odetchnęłam z ulgą. Nie pisałam wcześniej by nie zapeszać. Była bowiem z nami w pokoju jeszcze jedna pani. Miała mieć Gammaknife wczoraj ale po rezonansie okazało się, że guz się strasznie namnożył. Miesiąc temu miała dwa ogniska, a teraz ma ponad trzydzieści nowych, drobnych zmian. I to była niestety dyskwalifikacja. Szczerze się przestaszyłam i to nie dawało mi spokoju. Na szczęście życie napisało mi inny scenariusz. 

A samo badanie to najprzyjemniejszy etap. Leżałam w maszynie podobnej do tomografu, która cicho pracowała. Tak cicho, że miałam wrażenie jakby jej w ogóle nie włączyli. Wygodnie, pod kocykiem, całe 80 minut. Trochę spałam, słuchałam muzyki na RMF Classic i kompletnie nic nie czułam, żeby mi ktoś coś robił przy głowie. Badanie zaczęłam z utworem "The Sound of Silence", skończyłam pięknym "Immagine". 

Po badaniu oddaję koronę, z którą na szczęście się nie zżyłam🙂 Dostaję obiad, wypis, wytyczne na zaś i na po, i opuszczam szpital zgodnie z założeniem. Od teraz kontrolny rezonans głowy obowiązkowo co trzy miesiące. 

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty