Po prostu
Długo się zbierałam z tym wpisem, by w jakikolwiek sposób odnieść się do świata, który nastał z dniem 24 lutego... Nie będę się tu rozpisywać, bo każdy wie jak jest. Wszyscy jesteśmy bombardowani wróć, to nieodpowiednie słowo, choć jak bardzo adekwatne do sytuacji. Zewsząd docierają do nas przeróżne informacje na temat wojny. Walki na froncie, obrony miast, apele prezydentów, zebrania i rozmowy głów państw, uchodźcy i pomoc dla nich, solidarność z Ukrainą, i cała masa pozostałych wiadomości, od których huczą telewizja, internet, gazety i media społecznościowe.
Zryw Polaków, jeśli chodzi o pomoc, jest piękny. W obliczu przeróżnych kryzysów potrafimy się zmobilizować i dać z siebie wszystko. To cudowne ale i przerażające, bowiem na dłuższą metę tak się nie da. Nam samym może wkrótce zabraknąć energii, sił i środków. I tak się zapewne stanie. Szybująca inflacja, rosnące stopy procentowe, szaleńczo wysokie ceny wszystkiego, zwykłe, czyste ludzkie wypalenie, a przecież sytuacja na wschodzie Europy nie zmieni się za tydzień i nasi sąsiedzi spędzą poza swoim krajem miesiące. Nie jesteśmy przygotowani na taki długotrwały scenariusz bez konkretnego wsparcia tych, co na górze. Nie bez kozery mówi się od zawsze o mądrym pomaganiu i o tym należy pamiętać.
Wspominałam ostatnio o aplikacji onkologicznej, którą testuję. Jest w niej codzienne badanie poziomu stresu. Wcześniej, w skali od zera do dziesięciu, plasowałam swój spokój wysoko. Od blisko trzech tygodni obserwuję znaczny spadek. Wszystko za sprawą otoczenia. Z jednej strony łaknę informacji, by wiedzieć co się dzieje i gdzie się dzieje. Choć to wydaje się wciąż absurdalne to w głowie pojawia się myśl co spakować w sytuacji "w". Staram się nie myśleć ale całkowicie się od tego odciąć nie da. Coraz częściej spoglądam w niebo czy aby coś nie leci, kilka razy już mi się śniła wojna, kładę się spać z niepokojem o to, w jakiej rzeczywistości obudzę się rano i czy w ogóle się obudzę.
Odczuwam wiele różnych emocji, niestety tych średnio przyjemnych. Lęk, obawa, strach, złość, bezsilność, gniew, pojawia się silne wzruszenie, stres... a to wszystko wiadomo jaki może mieć wpływ na człowieka, czy na proces zdrowienia pacjenta onkologicznego. Dlatego na ile mogę na tyle zdrowo dozuję niusy.
Nadchodzą cieplejsze dni, za chwilę zmiana czasu. Będzie więcej słońca, które będzie dla nas dłużej świecić. Łapmy te promienie, ładujmy akumulatory, uśmiechajmy się i doceniajmy to, co mamy, celebrujmy tu i teraz. Wiem, że się powtarzam, choć ostatnio wszystko było bardziej w kontekście choroby. Teraz, w tych niespokojnych czasach, gdy wszystko może się zdarzyć, wszystko ponownie może się przewartościować, kiedy przyszłość jest tak wielce niepewna i wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi bądźmy po prostu dobrzy dla siebie.
Komentarze
Prześlij komentarz