22222

Przeczytałam, że dziś podobno jest najszczęśliwsza data w roku, anielska data harmonii i pokoju. To magiczny czas gdy przemawiają do nas anioły. Nie wiem, nie znam się na numerologii ale ogólnie dwójki mnie prześladują. Notorycznie mi się zdarza, że gdy spoglądam na zegarek jest akurat 22:22. Czy dziś też tak będzie?😉

A co do tego najszczęśliwszego dnia to się pod tym nie do końca podpiszę. Dziś cały prawie dzień spędzam w szpitalu. To wlew numer 31. Kolejki do ekg nie ma i cieszę się w duchu, że może uda się szybko opuścić pododdział dzienny chemioterapii ale szybko widzę co mnie czeka gdy tylko przekraczam próg poczekalni i słyszę jednocześnie, że z trzech lekarzy przyjmuje tylko jeden. 

W oczekiwaniu na wizytę wrastam niemalże w krzesło. Dzisiejszą lekturą jest "Czuła przewodniczka" ale brak świeżego powietrza sprawia, że moje powieki robią się bardzo ciężkie, a mój wewnętrzny głos zachęca, by ich nie podnosić. Ostatecznie odkładam książkę i zaczynam serfować w necie, robię porządki w telefonie, gram, rozwiązuję sudoku i układam puzzle. Wokół wszyscy czekający afiszują swoje niezadowolenie z takiego stanu rzeczy polskiej służby zdrowia. Tylko jeden pan ewidentnie odstaje od reszty, chrapiąc w najlepsze na cały korytarz. 

Wchodzę do gabinetu po ponad czterech godzinach czekania. Lekarka sama nie wie w co ręce włożyć. Działa niemalże jak robot. Tylko patrzę aby się gdzieś nie pomyliła i nie wpisała mi innej dawki lub innego leku. Z drukarki wypada skierowanie na immunoterapię oraz recepta na leki. Omawiamy też wyniki kontrolnych badań - prześwietlenia płuc i usg brzucha. Sugeruję (tak, ja sugeruję), że może tak dla świętego spokoju warto by było pogłębić te badania, bo wyniki nieco różnią się od dotychczasowych (choć według lekarki nie ma powodów do obaw) na co słyszę, że nawet mogę prosić o gwiazdkę z nieba i ona mi na to wypisze skierowanie byle by szybko. Nie wiem czy się śmiać czy płakać. Ręce opadywują. Z gabinetu wychodzę po kwadransie z plikiem skierowań w ręce. 

O 15.20 zaczyna mi schodzić kroplówka i po dwudziestu minutach jest już po wszystkim. Jeszcze tylko mój ulubieniec - herceptyna w udo, taki pięciominutowy zastrzyk i jestem wolna. 

Kieruję się w stronę rejestracji, by ustalić terminy rezonansów choć jest obawa, że nic z tego nie będzie bo jest po 16.00. Najprawdopodobniej będę musiała zadzwonić by się umówić. Choć na samą myśl ciśnienie mi się podnosi ponieważ ostatnio próbowałam się umówić telefonicznie na mammografię i wisiałam na telefonie ponad dwie godziny. Włączyłam głośnik, przebrnęłam przez panią z automatu i usłyszałam muzykę. Po kwadransie już miałam dość tych nut. Za to Kuba złapał rytm i wywijał na całego. Nawet nie wiem jakim cudem udało mi się wytrwać te sto trzydzieści minut, podczas których zrobiłam cały obiad. Ostatecznie, słysząc przez blisko pół godziny: "jesteś następny w kolejce" rozłączyłam się zostając z wkurwem. 

Podchodzę pod rejestrację, rollety spuszczone, zatem klapa. Jak się okazuje rejestracja do 17.00 ale dziś wyjątkowo do 14.30 🤣 

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty