Jest pięknie
Ostatni weekend przed Świętami za nami. Zdaję sobie sprawę, że czas najwyższy ogarnąć mieszkanie, by na czas Świąt wyglądało... świątecznie. Wygrzebuję ze strychu zeszłoroczne dekoracje i robię rozeznanie. Co jest, czego brakuje, co można z tym zrobić, co jak wykorzystać. Po chwilowej burzy w moim mózgu rodzi się kilka propozycji. Zestawiwszy je z internetowymi podpowiedziami, opcją pojawienia się w naszym mieszkaniu oraz ograniczeniami ze strony najmłodszego członka rodziny, a w zasadzie z jego możliwościami🤣 wyruszamy na zakupy do sieciowego marketu budowlanego.
Kuba pierwszy raz odwiedza to miejsce więc na początku jest stale na rękach. Potem mu się zaczyna podobać i po chwili żwawo maszeruje za rękę wśród świątecznych wystaw. Kiedy szukamy ostatniej rzeczy z listy zakupów pojawia się potrzeba jedyneczki u naszegi małego skrzata. A ponieważ jeszcze nie sikamy do wc, a naszym przyjacielem jest nocnik to niewiele myśląc rzucamy się do wyjścia, stale powtarzając, nie tylko w myślach, jak mantrę: "wytrzymaj, nie sikaj". Cumuję przy kasie, chłopcy biegną do auta. Przede mną jedna osoba mająca dwie rzeczy, myślę super, będzie szybko a tu zonk. Pan prosi o dwie osobne faktury na te mieszczące się w jednej dłoni rzeczy. Normalnie bym czekała spokojnie ale w tej chwili każda sekunda jest na wagę złota. Stoję, czekam i wizualizuję sobie ten jakże prawdopodobny scenariusz i zalewa mnie fala gorąca, która po zsumowaniu z moją menapauzą tworzy istne tsunami. Ogarniam kasę, wybiegam ze sklepu i niemalże w biegu wsiadam do podjeżdżającego pod same drzwi auta. Na szczęście do domu mamy niedaleko choć wiadomo wszystko się może zdarzyć. Podjeżdżamy pod blok, parkujemy, wypinamy małego z fotelika, wbiegamy po schodach (dla mnie to kupa 😁 czasu od momentu zasygnalizowania potrzeby) i... udaje się! Nie wiem kto bardziej jest szczęśliwy ale wszyscy bijemy sobie brawo.
Wyposażona w świąteczne zakupy zabieram się za strojenie mieszkania. W międzyczasie pojawia się panna zielona, a w zasadzie to pannica bo 2,6 metra. Nim trafia na docelowe miejsce zwiedza kilka domowych kątów. Ostatecznie ciut mniejsza, bo... szpic😁 Ubieram ją we wszystkie ozdoby jakie mamy i co? Okazuje się, że brakuje łańcucha. W zeszłym roku go przecież starczyło, wrr...
Robię kolejną listę zakupów, bo moje świąteczne koncepcje też wymagają jeszcze dopracowania o kilka niezbędnych elementów i ponownie wyruszam w wiadomym kierunku. Tym razem już sama. Pod marketem bez problemu znajduję miejsce na parkingu, mimo późnej godziny i świątecznego szczytu handlowego. Udaję się w docelowe alejki świątecznego jarmarku i z zaskakującą mnie samą szybkością namierzam potrzebne rzeczy, które po powrocie do domu instaluję na właściwych miejscach, dzięki czemu cała świąteczna układanka nabiera sensu.
Na koniec zabieram się za tablicówkę 🤣🌲❄🙃 Jest pięknie!
Komentarze
Prześlij komentarz