Jaki kraj, taki Dubaj

Krótki bo krótki ale ważne, że był. Urlop nad Bałtykiem, w naszym polskim Dubaju. I wyjątkowy, bo pierwszy we trójkę. Cieszę się, że udało nam się wyskoczyć na kilka dni złapać oddech, zmienić klimat i otoczenie. 

Pogoda nas mile zaskoczyła. Przed wyjazdem i w sumie na miejscu wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na deszcze i 90% zachmurzenie. A tu taka niespodzianka! Słońce, ciepło, no może poza jednym małym wyjątkiem. Super, że tym razem prognozy się nie sprawdziły. 

Z uwagi na Kubę i na mnie staraliśmy się z umiarem korzystać z kąpieli słonecznych. Naszymi nieodłącznymi przyjaciółmi stały się kapelusze, okulary, filtry 50, zacienione miejsce za parawanem i namiot plażowy. Pierwszy raz w życiu sprawdzałam czy się aby nie opaliłam. 

A jak wyglądał dzień plażowania? Właśnie tak:

Wyposażeni we wszelkie możliwe plażowe akcesoria ruszamy jak te wielbłądy w karawanie, wbijając się w tłum innych, równie obładowanych rodziców, którzy za uśmiechem skrywają cisnące się na usta niecenzurowane słowa. Niektórym usta się jednak otwierają... Idziemy, jeden za drugim, a w mojej głowie z każdym kolejnym krokiem rodzą się pytania czy aby wszystko wzięliśmy. I co? Zonk! Trzeba się wrócić. Prawie zawsze się po coś wracaliśmy. 

Proces wychodzenia na plażę powtórzony. Idziemy ponownie w kierunku morza (dobrze, że to tylko 100 m). Dochodzimy do zejścia na plażę i naszym oczom ukazuje się 100 schodów, które trzeba pokonać by móc z klifu dotrzeć na dół. A na tych schodach dzikie tłumy przemieszczające się w obydwu kierunkach. Masakra. Dzielimy zatem nasze pakunki i jedno schodzi z większą połową majdanu na dół, po czym wraca po Młodego, który po przejściu 10 schodów odmawia dalszej ze mną współpracy. Ostatecznie udaje nam się dotrzeć na plażę. Gdybym przy tym wszystkim miała mieć jeszcze na sobie maseczkę to pewnie bym się udusiła. 

Plaża mega szeroka, wybór miejsc nieograniczony ale... rozbijamy się bliżej aniżeli dalej wody. Najpierw namiot plażowy, by do niego wrzucić całą resztę. Potem parawan, oczywiście zupełnie inaczej niż wszyscy, bo my bardziej stawiamy na cień. Potem koc, obowiazkowo nocnik, zabawki na plażę do robienia babek, ręczniki plażowe... Po chwili mamy swój grajdołek. Myślimy, że chyba śmiesznie to wygląda ale rozglądamy się w koło i niczym nie odbiegamy od otaczającego nas krajobrazu. Niektórzy mają dodatkowo wszelkiego rodzaju dmuchańce, parasole słoneczne i przenośne lodówki.

O tej 9.00 jest jeszcze stosunkowo pusto. Natomiast z każdą kolejną minutą ludzi przybywa. Robi się coraz głośniej i kolorowiej. Plaża zamienia się w pole namiotowe, bo te namioty to number one i must have każdego rodzica i nie tylko. Parawany, czasem połączone we 3 lub 4 sztuki tworzą granice plemion. 

Jedne plemiona to słoneczni. Stale na słońcu i pod słońcem. Ich skóra już chyba nie przyjmuje nowych promieni ale oni usilnie wylegują się na kocach czy leżakach. Kolejni to tacy jak my - półsłoneczni. Ten kto może się opala, ten kto nie może siedzi w cieniu i w kapeluszu. Są i tacy co całkowicie nie wychodzą z namiotów. Najczęściej od kolan w górę siedzą na leżaku w namiocie i tylko nogi są poza. Preferencje wszelakie dozwolone. Są też i tacy, co stoją po parę godzin przy kocu by złapać równomierną opaleninę. Są i miłośnicy wody, co z niej wyjść nie chcą. O ciszę i spokój raczej trudno. Zewsząd dochodzi muzyka, bo plemiona są nowoczesne i wyposażone w przenośne głośniki. I dodatkowo co chwilę słychać charakterystyczne: "goooorąca kukuuurydza!" Musielibyśmy zmienić plażę na nieco inną, w kierunku albo na wschód albo zachód. Póki co z tym majdanem nie uśmiecha nam się drałować taki kawał więc tego dnia zostajemy tu, w Dubaju.

Dobrze, że plaża blisko i tylko raz padało. Gdybyśmy byli 2 tygodnie to pewnie wyrobilibyśmy mięśnie rąk i nóg od noszenia i chodzenia parę razy dziennie po tych 100 schodach, bo ktoś robiąc tę sztuczną plażę zapomniał pomyśleć o zjadach dla wózków...

Jak to nad morzem dużo spacerowaliśmy. Ostatecznie plażowaliśmy też na innej plaży. Lody, gofry i smażona ryba zaliczone obowiązkowo. Kuba był grzeczny i polubił morze. Nie chciał wychodzić z wody. Miewał oczywiście swoje humorki ale wszystko w granicach normy. Podróż też zniósł dobrze. Zatem rodzicielski egzamin z wyjazdu wakacyjnego zdany. 

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty