Kto wygra mecz?

Za nami pierwszy dzień oficjalnego odpieluchowania. Do tej pory, przez ostatnie trzy tygodnie próbowaliśmy tak na pół gwizdka, tzn. było kilka razy dziennie sadzanie na nocnik ale asekuracyjnie pielucha między nogami była. I w sumie małe sukcesy odnotowaliśmy bo ewidentnie pieluchy nie rozchodziły się tak szybko jak świeże bułeczki, a raczej znikały jak czerstwy chleb 😉💪

Ogólnie po tym czasie, czasie oswajania, hasło "nocnik" zostało zakodowane i to bardzo dobrze. Kiedy pytam gdzie się robi siku Kuba pokazuje na nocnik i... na tym koniec. Teoria opanowana niemalże do perfekcji. Z praktyką już nieco gorzej. 

Dziś oficjalnie zdjęliśmy pampersa i było... hmmm... kosmicznie🤣 Rodzice, którzy mają już to za sobą wiedzą o czym mowa. Można powiedzieć, że poszliśmy na żywioł, to była czysta rodzicielska intuicja. Choć czy tak będzie naprawdę to się dopiero okaże za jakiś czas. 

Pozbyliśmy się pampersa i dopiero zaczęliśmy się ze wszystkim ogarniać. Zakupiliśmy 12 par majteczek w rozmiarze 92. Takie słodkie maleństwa. Zabezpieczyłam narożnik nieprzemakalnymi prześcieradłami. Ten sam zabieg wykonałam na łóżku gdzie śpimy razem z Młodym. Na balkonie rozłożyłam suszarkę, gotową przyjąć uprane, po uprzednim zmoczeniu, ubrania. W łazience przygotowałam miskę z wodą i płynem do prania, która czekała w pełnej gotowości. W gotowości byłam również i ja, zwarta, nadsłuchująca, wyposażona w niezbędne rzeczy, z włączonym trybem czuwania.

Mecz się rozpoczął już o 5.45, tuż po pobudce. Czujna jak zawsze po nocy zdobyłam pierwszy punkt. Przed 7.00 był już remis uwieńczony golem w szafie. Nie pozostawałam dłużna i o 9.00 było 2:1 dla mnie. Moja euforia nie trwała jednak długo gdyż o 9.35 Młody wyrównał, strzelając bramkę do basenu z kulkami... (no comments). Następnie udaliśmy się na drzemkę, która zakończyła się niestety kolejnym punktem dla przeciwnika. Podczas obiadu padł kolejny gol i tym samym przegrywałam już 2:4. Potem nieco podgoniłam na 3:4 depcząc Młodemu po piętach ale się wysunął ponownie na dwupunktowe prowadzenie, zaliczając kolejny raz basen z kulkami... wrrr....

Ogólnie walka była zacięta. Szliśmy łeb w łeb, odbijając piłeczkę. Współpraca rodzicielska przyniosła oczekiwane rezultaty bowiem udało nam się wspólnie doprowadzić do wyniku 8:5 dla nas! Ale nie ukrywam, że kosztowało nas to trochę nerwów i stresu, obserwacji non stop, refleksu i szybkości geparda oraz zwinności niczym antylopa.

Ten etap rodzicielstwa zdecydowanie uczy cierpliwi, a początki to wychodzenie z siebie i stawanie obok. Ja nawet rozumiem Kubę. Bo niby jak ktoś tak nagle z dnia na dzień zostaje pozbawiony pampersa, który towarzyszył mu od narodzin i był uznawany za element nieodłączny teraz ma sikać do nocnika? WTF? Co to za trzęsienie ziemi?

I tak pierwszy dzień za nami. Nie wiem jak odczucia Młodego (choć na zmieszanego nie wyglądał) ale ja padłam. Czułam się jakbym przebiegła maraton lub jakiś runmagedon. Pilnowanie, pytania: "siadamy na nocnik?", "będziesz robił siku?", pranie, suszenie i tak w kółko pozbawiły mnie sił. Mam nadzieję, że kolejne dni będą lepsze choć muszę przyznać, że dwójeczka jeszcze przed nami🤣. 

Na noc też bez pampersa, poszliśmy za ciosem. Na szczęście noc minęła spokojnie, bez żadnych niespodzianek i wstaliśmy z suchą piżamką. Yupi! Po przebudzeniu od razu na nocnik i takim sposobem zapunktowałam ponownie, zamykając tym samym pierwszą pełną dobę odpieluchowania. Dziś starcie drugie i zobaczymy co dzień przyniesie.



Komentarze

Popularne posty