Pierwsza rocznica
Mija właśnie rok od kiedy usłyszałam, że mam pasażera na gapę. Dokładnie 4 maja 2020 roku, zaraz po majówce odebrałam wyniki biopsji. Fak rak! Raczysko, nowotwór, lokator, szkodnik, skorupiak... dobrał się do mojej piersi, kości i wątroby. Pamiętam dokładnie ten dzień. Było ciepło i słonecznie ale nad moją głowę nadciągnęły ciemne chmury.
W pierwszym momencie świat się dla mnie zatrzymał. Szok i niedowierzanie. Myślałam, że to się nie dzieje naprawdę, że za chwilkę ktoś mnie uszczypnie i się obudzę. Słowa onkologa i wyniki histopatologiczne nie pozostawiały żadnych wątpliwości a jednak bardzo trudno było mi w to wszystko uwierzyć. I mimo, iż brałam pod uwagę taki rozwój sytuacji to do końca miałam nadzieję, że ten scenariusz się nie ziści.
Czułam pustkę i zagubienie, strach i przerażenie. Bałam się jak cholera. Miałam myśli, że zaraz umrę, że zostawię moich Chłopaków samych, że nie zdążę być mamą, że mój Syn mnie nie będzie pamiętał. I ten potworny lęk przed czymś kompletnie nieznanym. Wtedy jeszcze nic nie wiedziałam o raku. A przecież to się leczy, z tym się żyje, rak to nie wyrok. Ale gdy się jest na samym początku tej walki nie ma się o tym bladego pojęcia. Płakałam sama i płakaliśmy wszyscy razem, po kątach, ukradkiem i bez ogródek.
Potrzebowałam czasu by sobie to wszystko poukładać w głowie, oswoić się z tą sytuacją i wreszcie nauczyłam się akceptować taki stan rzeczy. Negatywne emocje opadły a w ich miejscu pojawiła się ogromna siła walki. Starałam się złapać wewnętrzny spokój i podejść do tematu zadaniowo - mieć plan, plan leczenia, plan na dalsze życie z nieproszonym gościem.
W tym całym onkologicznym chaosie pomogli mi przede wszystkim Syn i Narzeczony, którzy byli i wciąż są moimi motywatorami. To przy Nich ładuję akumulatory i zbieram siły. To Oni wciąż niezmiennie stawiają mnie do pionu i nie pozwalają upaść. Ponadto Rodzina i Przyjaciele, którzy bardzo mocno mnie wspierają i dopingują, każdy na swój nieoceniony sposób.
Rozmowy z lekarzem, z Amazonkami, zagłębianie się w różne artykuły onkologiczne, poznawanie choroby oraz możliwości jej leczenia dają mi swego rodzaju spokój. Im więcej wiem o raku tym łatwiej jest mi przetrawić wszelkie onkologiczne informacje.
Pewnie nie bez znaczenia jest też mój charakter. Zodiakalna skorpionica i natura wojownika, to że z pewną łatwością przychodzi mi odnajdywanie się w nowych sytuacjach, że idę do przodu i nie rozdrabniam się nad przeszłością oraz że nie marnuję czasu i energii na rzeczy, które są niezależne ode mnie. Aż wreszcie... ta nieodparta chęć dalszego życia. Jest przecież jeszcze tyle życiowych ról, w których chciałabym się spełniać.
Dziś rozpoczynam drugi rok walki. Już bardziej doświadczona, wciąż bojowo nastawiona. Solary skierowane w stronę słońca, pośladki spięte, emocje na wodzy. I mimo, że boję się nadal tej tykającej we mnie bomby to nauczyłam się panować nad strachem i żyć dalej, ze światem częściowo wywróconym do góry nogami.
Komentarze
Prześlij komentarz