Rosół wege
Popełniłam pierwszy w życiu rosół wegetariański. Kolorowe warzywa, przepiękny kolor wywaru i... tylko tyle mogę o nim napisać. Niestety to nie moje smaki, albo jeszcze nie moje. Albo coś schrzaniłam.
Zainspirował mnie przepis Olgi Smile. Na początku przeraziła mnie nieco ilość warzyw. 15 marchewek??? Marchewka marchewce nie równa. Lubię kupować te duże, długie i proste. Fajnie je się obiera. Tak już mam. No ale tym razem wybrałam te nieco mniejsze. A i tak ostatecznie dałam tylko 12, tylko🤣
Obrałam warzywa i wyszła jedna ogromna blacha. Na szczęście podczas pieczenia się conieco skurczyło, ufff bo inaczej bym miała problem z garnkiem. A piekąc się pachniało obłędnie. Uwielbiam zapach opiekanej do rosołu cebuli, a tu miałam pora i pozostałe warzywa, łał.
Po upieczeniu wszystko wylądowało w garnku z pozostałymi składnikami i pozwoliłam by się powoli gotowało. Miało być 5-6 litrów wody. Mi się zmieściły tylko cztery. Więc może to kwestia proporcji? Może marchewki były zbyt duże? Albo piekarnik za bardzo mi spiekł włoszczyznę? Bo w pewnym momencie por strasznie zbrązowiał i zmniejszyłam do 200 stopni. Albo chodzi o składniki? Bo kto widział w rosole imbir, śliwki suszone, żurawinę czy kumin?
Ogólnie to jadłam go sama przez trzy dni. Za każdym razem wmawiałam sobie, że może mi posmakować ale potem już się nie oszukiwałam i dałam sobie spokój.
Nie wiem w czym tkwi sęk ale jeszcze muszę popracować nad tą alternatywą. Przeszukam internet i pewnie na koniec zmodyfikuję niejeden przepis. Ale tylko drogą prób i błędów dopracuję ten mój 🙂
Z tej ugotowanej marchewki zrobiłam natomiast pasty do chleba. Jedna z suszonymi pomidorami i czosnkiem, druga z przesmażoną cebulką i prażonym słonecznikiem. I wyszły całkiem całkiem. Fakt, że marchew nasiąknęła tym kuminem ale inne składniki go przyćmiły. Choć tyle dobrego z tego wyszło 🙂

Komentarze
Prześlij komentarz