Spokojnie, to tylko włosy

Wiedziałam, że mi wypadną. Nie wiedziałam, że... wszędzie :) 

Ostatecznie zachowałam brwi choć stały się rzadsze. Zawsze miałam je dość wyraźnie zarysowane. Teraz stały się ciut cieńsze. Taka naturalna depilacja. Myślałam nawet przez chwilę by zrobić makijaż permanentny ale po pierwsze od diagnozy do pierwszej chemii wszystko potoczyło się bardzo szybko (i zabrakło na to czasu), a po wtóre suma sumarum permanentny okazał się zbędny. Czytałam, że pewne osoby czy salony oferują za free takie usługi pacjentom onkologicznym. Niektóre fundacje też organizują kursy takiego makijażu. Świetne inicjatywy! 

Poza brwiami zachowałam także resztki rzęs. Aktualnie mam tak średnio co czwartą :) Gdyby wolno odrastały (podobno im i brwiom dobrze robi olejek rycynowy) to zawsze jest możliwość dopięcia kilku kępek 😉

Włosy na głowie zaczęły wypadać już po pierwszej chemii. Myślałam, że może później nadejdzie ten moment no ale tak już działają te toksyny. Zaczęłam się lenić jakoś tydzień po pierwszym wlewie. Włosy zostawały na poduszce czy kratce prysznicowej. Wtedy zgolilam je na jeżyka. Po drugiej chemii posypały się całkowicie. Zaczęłam je gubić na maksa. Wychodziły garściami i wtedy zgoliłam je na zero. W sumie to bez jakiegokolwiek sentymentu. Wiem, że dla niektórych to moment bardzo trudny. Dla mnie to był etap w leczeniu, konsekwencje chemii, która się kiedyś skończy a po niej włosy odrosną. Tak jak odrastają między kolejnymi wizytami u fryzjera. Od dłuższego czasu miałam też krotkie fryzury wiec po zgoleniu nie było takiego szoku jak gdybym miała np. warkocz po pas. Zresztą nieważne, mogę być łysa, bez brwi czy rzęs, aby tylko zdrowa. 

Pożegnałam się więc z moją czupryną bez sentymentu ale i z uwagi na higienę, bo w tym czasie zaczął się u nas etap raczkowania i nie wyobrażałam sobie, że mój syn napotyka na swojej drodze moje upadłe DNA.

Nie wiedziałam, że bez włosów jest tak cholernie zimno. Za każdym razem gdy wychodziłam na zewnątrz wiatr hulał po mojej łysinie. Zresztą w domu też marzłam mimo, że wszystko działo sie w wakacje. Nie wiem jak w takiej sytuacji odnajdują się łysi... z wyboru:) Mimo upałów nie rozstawalam się z chustami i turbanami. Zmieniałam je tylko jak przysłowiowe rękawiczki gdyż moi cudowni przyjaciele w krótkim czasie zadbali o moje nowe "must have". 

Perukę też mam, nawet dwie ale chodzę w nich sporadycznie. Jakoś do mnie nie przemawiają. Zresztą latem było mi w nich za gorąco. Jedna jest z naturalnych włosów i pochodzi z fundacji Rak'n'Roll, która prowadzi świetną akcję: Daj włos! Druga, sztuczna, przyleciała do mnie z dALIeka. Minus jest taki, że bardzo szybko się robią w niej kołtuny, a ich rozczesanie to minimum kwadrans akademicki. No ale na Halloween będzie idealna! A kto wie może zakupię jeszcze jakieś bo kiedy jak nie teraz jest najlepszy czas by poszaleć z fryzurami i kolorami? 😉

Pierwsze włosy zaczęły odrastać jeszcze w trakcie chemii, chyba w okolicy szóstego podania i rosły bardzo wolno. Podobno ok. 6 mm na miesiąc. Dopiero tempa nabrały po ostatnim wlewie w październiku. Stosuję też na skórę głowy specjalną wcierķę ale jaki jest tak naprawdę jej udział w tym wzroście to nie mam pojęcia. Myślę, że najlepiej moim włosom robi masaż mojego Syna, który kilka razy dziennie, a już obowiązkowo przed snem, intensywnie głaszcze mi głowę. Jestem przekonana, że właśnie to manualne podejście jest najbardziej skuteczne i przynosi najlepsze efekty. 

A efekty? No właśnie sama jestem ich ogromnie ciekawa. Czy włosy bedą słabsze czy mocniejsze? Czy proste czy kręcone? Czy w tym samym kolorze? Bardzo to intrygujące ale muszę się uzbroić w cierpliwość. Póki co mają może ze 2 cm i są cienkie. Stoją jak druty. Jeszcze jakiś czas temu wyglądały na siwe, teraz ściemniały. 




Komentarze

Popularne posty