Święta Święta
Święta święta i... po świętach. 23 grudnia miałam ostatni wlew w tym roku. 11. z kolei, a 3. już tylko samej podwójnej blokady, czyli leczenia celowanego, które będę mieć serwowane dożywotnio. Ponieważ mój nieproszony gość rozsiał się we mnie w kilku miejscach jestem objęta leczeniem paliatywnym. Co 3 tygodnie pojawiam się w szpitalu i przyjmuję dawkę perjety i herceptyny (pertuzumab i trastuzumab). Znajoma nazywa to "kropelkami życia" i coś w tym jest. Do tego jeszcze kwas zoledronowy na wzmocnienie kości i hormonoterapia. I to by było na tyle. Oto mój pakiet startowy po zakończonej w październiku chemii.
A jak przygotowania do świąt? Hmmm... Nie stroiłam mieszkania z uwagi na naszego Malucha, poza oczywiście choinką. Nie robiłam pierniczków ani innych świątecznych potraw. Ale za to po raz pierwszy od pół roku... ogoliłam nogi! :) istny szal! Jeszcze nigdy w życiu tak się nie cieszyłam na widok budzącego się jakby po zimowym śnie owłosienia :) Nawet przez chwilę pomyślałam, że może by je tak zostawić i w dalszym ciągu napawać się tym widokiem (jakby nie było - szczęścia) ale ostatecznie postawiłam na komfort i estetykę.
Niby banalne ale widać jak wszystko się zmienia z perspektywy czasu i miejsca, w którym się człowiek znajduje. Teraz poczułam, że wraca jakaś normalność sprzed choroby, że pewne rzeczy lądują na swoich miejscach, że pewien etap mam już za sobą.
Poza gładkimi nogami rozpieściłam się robiąc sobie makijaż! Tak! Od dawna już się nie malowałam. Zawsze tylko czapka, peruka lub chusta no i maseczka, a makijażu nie opłacało się w ogóle robić. Teraz była ku temu okazja.
I tak przygotowana wyruszyłam na święta. A te u nas w rozjazdach. Gdy byłam mała spędzaliśmy całe trzy dni świąt u babci, która mieszkała zaledwie 4 km od nas (4 km! 8 min autem! :)) Razem z kuzynostwem w 10 osób wbijaliśmy na babcine 55 metrów kwadratowych. Teraz świętujemy w jeszcze większym gronie i już mniej stacjonarnie :)
Od lekarza dostałam pozwolenie na winko i podejście do świąt bez diety. Bomba! Dotychczasowe obostrzenia rzuciłam w kąt i skusiłam się na świąteczne potrawy. Na szczęście obyło się bez jakichkolwiek dolegliwości. Moja wątroba i ja nie ucierpiałyśmy i mamy się dobrze. Alleluja! :)))


Komentarze
Prześlij komentarz