Scyntygrafia kontrolna

Dziś druga scyntygrafia. Tym razem kontrolna. Jestem ciekawa jak się mają moje kosteczki. Czy kwas zoledronowy wycisza gada, czy zmiany się może cofnęły.

Zakładam perukę. W końcu raz na jakiś czas można przewietrzyć kudły. Wszystko pięknie ładnie. Idę sobie w stronę szpitala i coś mi nie pasuje. Orientuję się, że nie mam maseczki (wrrr). Wyjmuję ją z torebki i zaczynam zakładać na chodniku. No i zaczyna się :) najpierw mi się zsuwa czapka z peruki i z głowy. Udaje mi się założyć maseczkę na twarz i zaczepić o uszy ale z rzepem już tak łatwo nie idzie. Mam taką maseczkę z filtrem i zaczepianą dodatkowo na rzep z tyłu szyi. No i ten właśnie rzep przyczepia mi się do włosów. Rozplątuję perukę i dostaję się do szyi odsuwając resztki włosów i... jestem mokrusieńka. Do tego dodatkowo moja sztucznie wywołana menopauza nie pozostaje w tyle. W międzyczasie rozpina mi się cały płaszcz, bo zamiast na zamek błyskawiczny to jest zapinany na zatrzaski (O ZGROZO!) i przy każdym moim ruchu się najnormalniej w świecie rozpina.

Kiedy już się doprowadzam do porządku, płaszcz zapięty, maska założona, włosy i czapka na swoim miejscu i chce ruszać to... odzywa się mój nos, który pod maseczką zawsze ma problem z wilgocią i zawsze mi z niego leci woda (co dodatkowo nasila moje leczenie) no i wtedy nachodzi mnie myśl, że teraz to mnie coś trafi. No ale wyjścia nie mam i po ogarnięciu nosa i ponownym nałożeniu maseczki ruszam w pierwotnie wytyczonym kierunku.

Na miejscu, czyli w instytucie medycyny nuklearnej (brzmi jakbym się udawała w kosmos) jestem ok 7.25. Najpierw procedury covidowe a następnie szybka rejestracja, wywiad i podanie izotopu przez wenflon. Potem siedzenie bite 2 godziny w poczekalni i picie 1,5 l wody małymi łykami aby izotop się rozprowadził po całym organizmie. A następnie 40 minut samego badania, które wygląda jak tomografia. Z tym, że tu jest zimniej. A że ja zarzluch to ubrałam na siebie sukienkę z wełny z merynosów i sweterek, 60 den rajstopy i kozaki. W poczekalni merynosy dają radę. Ja przy większych falach gorąca wychodzę z siebie i staje obok :)

Te 2 godziny spędzam w towarzystwie 2 panów po 70-tce i jednej pani też w tym samym przedziale wiekowym. Jeden pan siedzi i się w ogóle nie odzywa. Drugi natomiast nadrabia za tamtego. Rozmawia z ów panią o... wszystkim (nie przytaczam bo braknie miejsca w wordzie). Pani stoi i macha stale ręką bo jej powiedzieli, że w ten sposób izotop się lepiej rozprowadzi. Dziwne, bo każdemu z nas podali izotop ale machać nie kazali. Więc my siedzimy a pani macha. W sumie dla mnie dobrze bo mnie poty zalewają, więc korzystam ile mogę :)

Po 2 godzinach opuszczam towarzystwo i udaję się na badanie. Samo badanie nudne. 40 minut leżenia w tubie i prawie usypiam.

Wyniki mają być za dwa dni ale pani doktor mówi, że zmiany się ładnie wyciszają. Czuję jak podnoszą mi się kąciki ust. Uff!

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty